Strona:Pisarze polscy.djvu/082

Ta strona została uwierzytelniona.

matyczna transkrypcya »Homo sapiens«, ma tylko suchy szkielet pysznego swego wzoru; »Złote runo« z nawiązaną sztucznie tezą moralną, zimno klejone ze składowych swych pierwiastków. Te niepowodzenia kłaść jednak można jeszcze na karb formy dramatycznej, która najmniej odpowiada Przybyszewskiemu. Mistrz stylu, który kłębi się, przetacza, pieni i wiruje niby nieustanna w ruchu toń morza, mistrz obrazów rozkiełzanych, świecących blaskiem dyamentów, szkarłatem krwi i kirów, nie ma pola w dramacie do rozwinięcia najpotężniejszych swych środków. Zamiast wizyi przed widzem przesuwa się bezustannie drżąca i męcząca maska aktorska. Brak natomiast Przybyszewskiemu różnostronności charakterów, brak mu zrozumienia dla innych dusz, niż własna. Nawet w najlepszych jego utworach wszystkie postacie są jednakowe, nie różnią się jakościowo, lecz tylko ilościowo rozmaitą siłą napięcia tych, samych uczuć i pożądań. W ostatnich swych poematach i powieściach również Przybyszewski nie wznosi się na dawną wyżynę. Ten pierwszy i jedyny temat, któremu zawdzięcza najpiękniejsze swe natchnienie, nic nie zyskuje w dalszych przeróbkach. Spowiedź może być tylko jedna — powtórzona za pierwszym razem zajmuje jeszcze, później nuży. Tembardziej, że wskutek samego powtarzania coraz więcej fakt się odkształca, uczucie świadomie lub nieświadomie się fałszuje, prawda się przeinacza. Szczerość, a z nią i piękność ginie. Wszystkie pysznych barw akcesorya, któremi Przybyszewski nakrywa każdą swą powieść czy poemat, nie mogą