lecz wyłącznie z poczucia wewnętrznej jedności, jest więc zupełnie niezależna od wszystkich stosunków zewnętrznego świata. Jest to ideał bardziej wszechstronny, przez to piękniejszy i głębszy, mniej dogmatyczny od arcywzoru Nietzschego. Nigdzie u Staffa szamotania wewnętrznego i rozterki; niepokoje i nawet smutek jego jest pogodny i jakby przysłonięty mgłą; obrazy ponure pełne pessymizmu, drogą naturalnego kojarzenia, jako antytezę wywołują w duszy myśli radosne, przejęte uwielbieniem życia. I nie dziwmy się poecie; wszak jemu w noce bezsenne blade mary
Snuć przychodzą marzeń przędziwo,
Wieścić cud nowy, nieznane dziwo,
Tajemne głębie, tajnie bezdenne.
A tyle mają nowin i wieści – ,
że poeta woła i do nas »Otwórz duszę, słuchaj ich treści!«
Jakże piękna jest młodość, jak szczęśliwa, i — jak zuchwała! Bogdajby nigdy nie zaznała wspomnień! Życie dotąd nie tknęło jej znikąd: jakaś czysta niewinna nieświadomość świata bije z każdego słowa. Tak o życiu mówi widz, a nie aktor. Zamknięty w czarodziejskiem kole własnej pięknej duszy, poeta przez nią, jak przez kryształ, spogląda na życie i śmierć, na walkę i przemianę zdarzeń, nie jak czujący, lecz raczej jak współczujący tylko. I nieraz zapewne pyta sam siebie: »Było to we śnie — Może nie we śnie?...«
Istotnie twórczość jego ma nieraz urok snu: dziwną, powiewną lekkość, kalejdoskopową zmienność obrazów i nastrojów, brak brutalnej bryłowa-