Strona:Pisarze polscy.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.

do życia. Natura obca również jest dlań niema. Skaliste Tatry, tak bliskie mu odległością, są dlań obojętne i żadnych nie budzą uczuć. Orkan przejechał Niemcy, błąkał się po Szwajcaryi, żeglował po jej jeziorach; — ani w pamięci jego, ani w twórczości żaden zarys widzianych piękności nie pozostał. W każdym wierszu z widoków jego zakątka pełno wspomnień i odtworzeń, ale ani Tatry, ani Szwajcarya nie wydarły zeń nawet soneta, dwuwiersza lub chociażby jednego porównania.
Dla swej ziemi Orkan ma bezgraniczne uwielbienie. Zarówno dba, by ją utrwalić artystycznie, jak i o to, by podnieść ją w życiu. Długi czas marzeniem Orkana było nabyć jedną z sąsiednich dolinek i zbudować tam domy dla kolonii artystyczno-literackiej w rodzaju istniejącej pod Berlinem. Myśl tę trzeba było zarzucić; więc starczyć musi Orkanowi, że z niewysłowioną gościnnością zaprasza kogo może: malarzy, poetów, dziennikarzy, Polaków, Niemców, Szwedów do swego domu, by im cuda ukochane pokazać. Chciałby, aby się te cuda rozrosły, aby się z jego ziemi poczęła nowa pieśń i nowa sztuka.
Miłość Orkana jest niepoprawna i nieuleczalna, bo jest zupełnie trzeźwa i świadoma, nie ma w sobie nic idealizacyi. Nie upiększa rzeczywistości, lecz kocha ją taką, jaka jest. Orkan nie jest ani sielskim optymistą, ani chłopomanem; jego poglądy na przyszłość warstwy swej są przesiąknięte beznadziejnym nieraz pesymizmem, a jej wartość moralną i społeczną ocenia surowo i bez-