wyolbrzymi, że żywi, znikomi i marni poezyą staną się nieśmiertelni.
Wyspiański jest malarzem, wizyonerem na scenie potężniejszym, niż wtedy, gdy wizye swoje rzuca na płótno. Gdyby szukać dlań koniecznie ilustratora — a poszukiwanie to mimowoli się nasuwa, jeśli wspomnieć, że Wyspiański wprzód był twórcą polichromii w krakowskim kościele Franciszkanów, nim został dramaturgiem — to raczej Malczewski byłby mu duchem pokrewny w malarstwie. Ta sama tu i tam realność wizyi, to samo zuchwałe pomieszanie zmysłowego z nadzmysłowem, idei i formy, ta sama śmiałość techniki, to samo bezwzględne dążenie do wysnucia z siebie swej treści, nie bacząc na to, jak się objawia, czy będzie piękna. I ta sama paląca tęsknota, zgryzota i wstyd, który sączy się z »Melancholii« i z »Błędnego koła« spętanych kajdanami męczenników i upojonych rozkoszą par — a z Wyspiańskiego wyrwała się nagle potężną, niszczącą, bezlitosną lawą w »Weselu«.
Zasadnicze rysy tragizmu u Wyspiańskiego nie zawierają pierwiastków nowych, są one oparte zawsze na podstawowych, znanych motywach literatury powszechnej i narodowej; jest on stokroć więcej nowatorem w formie swych dzieł, aniżeli w ich istotnej treści. Stąd może martwa forma greckiej tragedyi nęciła go zawsze, gdyż nadaje się doskonale do przedstawienia niesłychanie prostych, elementarnych linii duchowych, w których dotąd lubował się Wyspiański. Postacie jego są to zaklęte i skamieniałe posągi o tragicznych ry-
Strona:Pisarze polscy.djvu/170
Ta strona została uwierzytelniona.