zaniedbała obowiązków, i nikt nie wiedział, że statek począł się psować. Słona woda przeżarła belki, potężne wiązania rozluźniły się, fale poobdzierały burty, maszty popróchniały, a żagle zetliły się na powietrzu.
Wszelako głosy rozsądku poczęły się podnosić:
— Strzeżcie się! — mówili niektórzy majtkowie.
— Nic to! płyniemy z falą! — odpowiadała większość marynarzy.
Tymczasem, pewnego razu, wybuchła taka burza, jakiej dotychczas nie bywało na morzu. Wichry zmieszały ocean z chmurami w jeden piekielny zamęt. Wstały słupy wodne i leciały z hukiem na »Purpurę«, straszne spienione, wrzące. Dopadłszy statku, wbiły go aż na dno morza, potem rzuciły ku chmurom, potem zwaliły znów na dno. Pękły zwątlałe wiązania statku, i nagłe krzyk straszny rozległ się na pokładzie:
— »Purpura« tonie!
I »Purpura« tonęła naprawdę, a załoga, odwykła od trudów i żeglugi, nie wiedziała jak ją ratować!
Lecz po pierwszej chwili przerażenia wściekłość zawrzała w sercach, bo kochali jednak swój statek ci marynarze.
Więc zerwali się wszyscy i poczęli bić z dział
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 13.djvu/013
Ta strona została uwierzytelniona.