szłych bohaterów Sedanu. Tłum zakołysał się. Tymczasem pociąg staje przed stacyą. We wszystkich oknach widać czapki z czerwonymi lampasami i mundury. Wojska widocznie jak mrowia. Na węglarkach czernieją posępne, podługowate ciała armat; nad otwartymi wozami jeży się las bagnetów. Widocznie kazano żołnierzom śpiewać, bo cały pociąg aż dygoce od silnych głosów męskich. Jakaś siła i potęga bije od tego pociągu, którego końca nie dojrzeć.
Na peronie poczynają formować rekrutów; kto może, żegna się jeszcze. Bartek machnął łapami, jakby skrzydłami wiatraka, oczy wytrzeszczył.
— No, Magda! bywaj zdrowa!
— Oj! moje biedne chłopisko!
— Już mnie nie obaczysz więcej!
— Już cię nie obaczę więcej!
— Niema rady nijakiej!
— Niechże cię Matka Boska strzeże i chroni...
— Bądź zdrowa: chałupy pilnuj.
Kobieta uchwyciła go za szyję z płaczem.
— Niechże cię Bóg prowadzi.
Nadchodzi ostatnia chwila. Pisk, płacz i lament kobiet zagłusza wszystko: »Bądźta zdrowi! Bądźta zdrowi!« Ale owoż żołnierze są już oddzieleni od bezładnego tłumu: już tworzą czarną
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 13.djvu/024
Ta strona została uwierzytelniona.