— Powiedzcież teraz, jak się to stało? — pyta spokojnie gospodarz.
— Jakże się nie miało stać, jaśnie panie, — mówi stary Maciej — skoro i tutejsze chłopy pognębińskie głosowali za Szulbergiem.
— Kto taki?
— Jak to? tutejsi?
— A jakże. Ja sam widziałem i wszyscy, jak Bartek Słowik głosował za Szulbergiem...
— Bartek Słowik? — mówi pani.
— A jakże. Teraz-ci go inni wymyślają. Chłop tarza się po ziemi, płacze, baba go wymyśla. Aleć ja sam widziałem, jak głosował.
— Ze wsi takiego wyświecić! — rzecze sąsiad z Mizerowa.
— Bo jaśnie panie, — mówi Maciej — inni też, co byli na wojnie, to też głosowali, jak i on. Gadają, że im kazali...
— Nadużycie, czyste nadużycie, nieważny wybór, przymus, szachrajstwo! — wołały różne głosy.
Niewesoły był obiad tego dnia w pognębińskim dworze.
Wieczorem państwo wyjechali, ale już nie do Berlina, tylko do Drezna.
Nędzny, przeklinany, sponiewierany i znie-
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 13.djvu/117
Ta strona została uwierzytelniona.