a potem, podniósłszy fartuszek, przysłoniła nim twarz, spoglądając z pod rąbka z uśmiechem w twarz smolarza.
— Kasiu?...
— Co, Jasiu?
— A jest tatulo doma?
— Jest.
Smolarz, niebożę, może i nie o tatula chciał spytać, ale się jakoś zaląkł i mimowoli spytał o tatula. Zamilknął więc znowu, czekając: czy Kasia nie ozwie się pierwsza do niego, a Kasia stała tylko i kręciła końce fartuszka, zasromana okrutnie.
Aż wreszcie przemówiła:
— Jasiu...
— Co, Kasiu?
— A to smolarnia dziś nie dymi?
I ona chciała spytać o co innego.
— Co nie ma dymić? Smolarnia nigdy nie staje. Zostawiłem przy niej kulawego Franka, ale ty, Kasiu, wykręcasz coś, jak lis, na smolarnię.
— E! bo ja idę po ziele.
— Pójdę z tobą, a jeśli z powrotem nie odpędzisz, to i do chaty.
— Miałabym zaś odpędzać!..
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 13.djvu/128
Ta strona została uwierzytelniona.
— 124 —