Ta strona została uwierzytelniona.
niebie i wodzie. Potem jeden purpurowy ton wzmógł się nad inne, ogarniał je, przesłaniał, topił. Wreszcie i sam począł blednąć, omdlewać i zwolna zmieniać się w ton liliowy, i w coraz liliowszy, coraz bardziej nieuchwytny, mistyczny, doskonalszy, niemal nadziemski.
Stałem i patrzałem. Nie było teraz już widać ni morza, ni nieba, ni tej granicy, gdzie woda styka się z widnokręgiem — nie było widać nic, tylko jedną liliową nirwanę, łagodną, spokojną i kojącą jakiemś zaświatowem ukojeniem.
A potem przyszła noc.
Lecz noc nie usypia wspomnień, i kto taką liliową symfonię raz widział, tego pamięć wróci nieraz do niej — i dusza wróci.
KONIEC TOMU XIII.