Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 37.djvu/055

Ta strona została uwierzytelniona.


I.

Malarz siedział w otwartym powozie obok pani Elzenowej, mając naprzeciw dwóch jej bliźniaków, Romulusa i Remusa, i częścią rozmawiał, częścią rozmyślał o położeniu, które wymagało prędkiego rozwiązania, częścią patrzał na morze. Patrzeć było na co. Jechali od strony Nizzy ku Monte Carlo, tak zwaną Starą Korniszą, to jest drogą, ciągnącą się wzdłuż wiszarów, wysoko nad morzem. Z lewej strony zasłaniały im widok urwiska spiętrzone, szare z odcieniem różanym, perłowym — i całkiem nagie, z prawej natomiast błękitniała toń Śródziemnego morza, która zdawała się leżeć ogromnie nizko, czyniąc przez to wrażenie zarazem przepaści i nieskończoności. Z wyniesienia, na którem byli, małe statki rybackie wyglądały jak białe plamki, tak, że nieraz trudno było odróżnić daleki żagiel od krążącej nad roztoczą mewy.