trochę — rzekł. — Powóz pójdzie za nami, a oprócz tego będziemy mogli mówić swobodniej.
— Dobrze — odrzekła zrezygnowanym głosem pani Elzenowa.
Świrski trącił laską woźnicę, powóz stanął, i wysiedli. Romulus i Remus, pobiegłszy zaraz naprzód, zatrzymali się dopiero o kilkadziesiąt kroków na przedzie, aby spoglądać z góry na domy w Éza i staczać kamienie ku rosnącym w dole oliwkom. Świrski i pani Elzenowa zostali sami, ale widocznie ciężyła nad nimi i tego dnia jakaś fatalność, zanim bowiem mogli skorzystać z chwili, ujrzeli, jak przy Romulusie i Remusie zatrzymał się nadjeżdżający od strony Monaco jeździec, za którym widać było ubranego po angielsku grooma.
— To de Sinten — rzekła z niecierpliwością pani Elzenowa.
— Tak, poznaję go.
Jakoż po chwili spostrzegli przed sobą końską głowę, a nad nią końską twarz młodego de Sintena. Ow zawahał się, czy nie skłonić się i nie przejechać, ale pomyślawszy widocznie, że gdyby chcieli być sami, to nie braliby z sobą chłopców, zeskoczył z konia i skinąwszy na grooma, począł się witać.
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 37.djvu/062
Ta strona została uwierzytelniona.