skończyć się małżeństwem, ale między znajomymi poczęto już mówić o jego sentymencie dla pani Elzenowej, on zaś podejrzewał, że Sinten i jego kompania podrwiwają z niego. Ci wprawdzie nie zdradzili się z tem nigdy najmniejszem słowem, w Świrskim jednak tkwiło przekonanie, że tak jest, i bolało go to, głównie ze względu na panią Elzenową.
Rad też był teraz, że dzięki pokojowemu usposobieniu konia, Sinten wyszedł na człowieka, który bez powodu nawet opowiada rzeczy nieprawdziwe, więc wróciwszy, rzekł:
— Dobry koń, i właśnie dlatego dobry, że spokojny jak owca.
Poczem zsiadł, i szli razem dalej, we troje, a nawet w pięcioro, bo Romulus i Remus trzymali się teraz blizko. Pani Elzenowa, na złość Sintenowi, a może w chęci pozbycia się go, poczęła mówić o obrazach i wogóle o sztuce, o której młody sportsmen nie miał najmniejszego pojęcia. Ale on począł trząść plotki z domu gry, przyczem winszował młodej pani wczorajszej weny, czego słuchała z przymusem, wstydząc się przed Świrskim, że brała udział w grze. Zakłopotanie jej powiększyło się jeszcze, gdy Romulus rzekł:
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 37.djvu/066
Ta strona została uwierzytelniona.