Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 37.djvu/080

Ta strona została uwierzytelniona.

odpowiedzieć szorstko, rozumiał jednak, że nie wypada brać rzeczy tak, jakby słowa Wiadrowskiego mogły mieć jakieś przystosowanie, wolał więc poruszyć rzecz z innej strony.
— Mnie uderzało zawsze we francuskich powieściach co innego, — rzekł — a mianowicie, że to jest świat bezpłodnych kobiet. Gdzieindziej, gdy się dwoje ludzi kocha w sposób prawy, czy nie w prawy — następstwem związku bywa dziecko, tu zaś nikt nie ma dzieci. Jakie to dziwne! Bo tym panom, którzy piszą powieści, zdaje się, że nie przychodzi nawet na myśl, że miłość może nie pozostać bezkarną.
— Jakie społeczeństwo, taka literatura — odrzekł stary Kładzki. — Wiadomo przecież, że ludność we Francyi zmniejsza się. W wyższych sferach dziecko — to osobliwość!
Mais c’est plus commode et plus elégant — wtrącił Sinten.
Lecz Kresowicz, który parskał już poprzednio, rzekł teraz:
— Literatura sytych próżniaków, która musi zginąć razem z nimi.
— Jak pan powiada? — spytał Sinten.
Student zwrócił ku niemu swą zawziętą twarz: