Po chwili zbliżyła się do zwierciadła, jakby szukając w niem potwierdzenia tej myśli.
Świrski zaś wracał w pustym wagonie do Nizzy, podnosząc ustawicznie do twarzy ręce, które pachnęły heliotropem. Czuł się niespokojny, ale przytem szczęśliwy — i krew biła mu do głowy, gdy nozdrzami wciągał zapach ulubionej perfumy pani Elzenowej.
Nazajutrz jednak zbudził się z ciężką głową, jakby po nocy, spędzonej na pijaństwie — i zarazem z wielkim niepokojem w sercu. Gdy światło dniem padnie na dekoracyę teatralną — wówczas to, co wydawało się wieczorem czarodziejstwem — wydaje się bohomazem. W życiu bywa często tak samo. Swirskiego nie spotkało nic niespodzianego. Wiedział, że do tego idzie — i musi dojść, a jednak teraz, gdy klamka zapadła, miał uczucie niepojętego strachu. Pomyślał, że jeszcze wczoraj można się było cofnąć — i objął go żal. Próżno sobie powtarzał, że nie czas na rozumowania. Rozmaite zarzuty, które czynił poprzednio sobie, pani Elzenowej, a prze-