dewszystkiem małżeństwu z nią, wracały mu teraz do głowy ze spotęgowaną siłą. Głos, który przedtem szeptał mu ustawicznie w ucho: »Nie bądź głupcem!« począł teraz wołać: »Jesteś głupcem!« I nie mógł go zgłuszyć, ani przez wywody przeciwne, ani przez powtarzanie: »Stało się!« — gdyż rozum mówił mu, że stało się głupstwo, którego przyczyna leży w jego słabości.
I na tę myśl ogarniał go wstyd. Bo gdyby był młody, miałby na wytłómaczenie się młodość, gdyby był tę panią poznał dopiero na Rywierze i nic o niej dotychczas nie słyszał, usprawiedliwiałaby go nieznajomość jej charakteru i przeszłości — ale on ją spotykał już poprzednio. Widywał ją wprawdzie rzadko, ale natomiast nasłuchał się o niej dowoli, gdyż w Warszawie mówiono o niej więcej, niż o kimkolwiek. Nazywano ją tam »Dziwożoną« — i miejscowi dowcipnisie ostrzyli swój dowcip na niej, jak nóż na oselce, co zresztą nie przeszkadzało mężczyznom cisnąć się do jej salonu. Kobiety, lubo mniej jej chętne, przyjmowały ją także ze względu na liczne dalsze i bliższe pokrewieństwa, jakie łączyły ją z miejscowem towarzystwem. Niektóre, takie zwłaszcza, którym zależało na tem, by opinia wogóle nie była zbyt surową, stawały
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 37.djvu/087
Ta strona została uwierzytelniona.