Ta strona została uwierzytelniona.
VII.
Pani Elzenowa wyszła do Świrskiego z twarzą pomieszaną i rozdrażnioną, z oczyma suchemi, ale zaczerwienionemi jakby od gorączki i pełnemi zniecierpliwienia.
— Czy nie odebrał pan jakiego listu? — spytała pośpiesznie.
— Nie. Odebrałem tylko pani depeszę. Co za nieszczęście!
— Myślałam, że może do pana pisał.
— Nie. Kiedy się to stało ?
— Dziś rano usłyszeli wystrzał w jego pokoju. Służba wbiegła i zastała go nieżywego.
— I to tu, w hotelu?
— Nie. Na szczęście, wczoraj przeniósł się do Condamine...
— A co za powód?
— Albo ja wiem! — odrzekła z niecierpliwością.
— Bo, o ile słyszałem, nie grywał.
— Nie. Znaleziono przy nim pieniądze.
— Wszak wczoraj pani uwolniła go od obowiązków?
— Tak, ale i na jego własne żądanie.