czajem jął gawędzić, rozpowiadać i rozpytywać panią Cervi o dawniejsze czasy. Dowiedział się od niej, że »Marynia«, rok temu, miała korzystną posadę lektorki u hrabiny Dziadzikiewicz, z domu Atrament, córki wielkiego przemysłowca z Łodzi, Atramenta. Ale posada dopóty trwała, dopóki pani Dziadzikiewicz nie dowiedziała się, że i dziad i ojciec Maryni służyli w wojsku włoskiem. Wielkie to było zmartwienie, gdyż marzeniem i matki i córki było, by Marynia mogła zostać lektorką przy jakiej damie, stale zimującej w Nizzy, bo w takim razie nie potrzebowałyby się rozłączać.
W Świrskim tymczasem zbudził się malarz. Marszczył brwi, skupiał się, patrzał przez trzonek od pendzla na leżącą dziewczynę i malował zawzięcie. Od czasu do czasu jednak kładł paletę i kij malarski, zbliżał się do modelki i, biorąc ją lekko za skronie, poprawiał położenie jej głowy. Wówczas pochylał się nad nią niżej może, niż tego interesy sztuki wymagały i, gdy ciepło jej młodego ciała poczynało na niego bić, gdy patrzał na długie rzęsy jej oczu i nieco rozchylone usta, to dreszcz przechodził mu przez kości, palce poczynały drżeć nerwowo, a w duszy wołał na się:
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 37.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.