Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 37.djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.

— Trzymaj się, stary! Co u licha! trzymaj się!
Podobała mu się poprostu z całej duszy. Uszczęśliwiały go zarazem nad wszelki wyraz jej zmieszanie, jej rumieńce, jej nieśmiałe, a jednak niepozbawione pewnej dziewczęcej zalotności spojrzenia. Dowodziło mu to wszystko, że i ona nie poczytuje go za starego. Czuł, że i on podoba się jej również. Musiał tam dziadek opowiadać jej swego czasu niebywałe rzeczy o swych ziomkach, i może rozmarzył ją, a oto zaszedł jej wreszcie drogę jeden — nie bylejaki — poczciwy, sławny, który w dodatku zjawił się, jak w bajce, w chwili największej potrzeby, z pomocą i zacnem sercem. Jakże nie miała czuć dla niego sympatyi i patrzeć na niego z zajęciem i wdzięcznością?
Wszystko to sprawiło, że Świrskiemu spłynął czas do południa tak, że ani się spostrzegł. Ale o południu pierwsza panna Marya oświadczyła, że muszą wracać, bo dziaduś został sam, a czas pomyśleć o jego śniadaniu. Świrski począł prosić ich, by przyszły popołudniu. Jeśli nie chcą zostawiać staruszka samego, to może mają kogo znajomego, któryby zgodził się zostać przy nim przez dwie popołudniowe godziny... Możeby