powtóre: posada kronikarza w »Niwie« nie jest wakującą, piastuje ją bowiem mój przyjaciel Ligęza. Ciche, ale głębokie uczucie dla większych posiadłości i silniejsza wiara w przepowiednię, iż »tańczymy nad przepaścią« dają mu nie tylko wyższość nade mną, ale wogóle takie kwalifikacye na kronikarza »Niwy«, iż ty sam, o wąsaty Bekwarku! o Soplico! pocieszać się tam musisz w głębi litewskich borów, że twa lutnia gęda,
i dziwnym zbiegiem okoliczności czerpał o niej wiadomości wyłącznie z nieprzychylnych nam pism. Uwierzył też ich zapewnieniom, jakoby »Niwa« hołdowała »wstecznym dążnościom i szlacheckim przesądom«. Jak błędnem jest przekonanie takie, czytelnikom naszym wykazywać nie potrzebujemy. Wiedzą oni, że o nic bardziej nie chodzi nam, niż o zdrowy postęp naszej społeczności; że walczymy tylko z wybrykami tych, którzy, nawołując do postępu, prowadzić nas chcą na manowce. Wiedzą też, że między różnemi warstwami narodu nie czynimy różnicy żadnej, i że dobro każdej z nich zarówno leży nam na sercu; wiedzą, że szlachectwa nie w dokumentach i papierach przodków, ale w czynach i zasługach żyjących szukamy; że godła i herby dla nas — to tylko dawnych czasów pamiątki, których błotem obrzucać nie widzimy potrzeby, tem bardziej, że one same przez się złego nie zrobiły nic; że jednak dla błędów tych, którzy te herby nosili i noszą, pobłażania nie mamy żadnego. Wiedzą nakoniec, że w oczach naszych i szlachectwo nie nadaje praw, ale obowiązki tylko nakłada.
Na takie pojęcie szlachectwa zgodzi się i Litwos mimo swych dla demokratycznej Ameryki sympatyi. Niemniej zastrzeżeń jego nie usuwamy, bo — talent uszanować należy, nawet w jego kaprysach«. (Przyp. Redakcyi).