Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 47.djvu/020

Ta strona została uwierzytelniona.

łączy, mąci; mgła staje się coraz gęstsza, a wreszcie oko nie przebija już tej gęstej wilgotnej opony, wśród której płucom ciężko oddychać, a najbliżej stojące postacie ludzkie mają niepewny kształt cieniów. Morza wcale nie widać, słychać tylko jego szum i jakby tajemnicze jakieś wołanie z przestrzeni i ciemności. Zdaje się wówczas, że to nieskończoność tak woła. Noce podobne rozmarzają i usposabiają do szczerych rozmów, prowadzonych cichym głosem. Człowiek wówczas chętnie wypowiada, co myśli o naturze, życiu i jego zagadkach.
W takich rozmowach poznałem bliżej Asnyka. Jest to dusza nieco posępna, owiana jakby mgłą melancholii i głęboko uczuciowa. Usposobienia takie lubią zamykać się w sobie, czego przyczyną bywa wielka wrażliwość, jakby w kwiatach mimozy. Z tegoż źródła płynie czysto już estetyczna zdolność do odbijania najsubtelniejszych uczuć, najlżejszych odcieni między pięknem a brzydotą, słowem: wykwintność myśli, która też stanowi jedną z cech tego poety. Utwory jego misternością formy przypominają dzieła Benwenuta Celliniego. Słowa tak są wyrzeźbione starannie, że nic niema w nich nieobrobionego, szorstkiego, rzuconego w masach, nic nie wyskakuje chropowato. Nawet gdy poeta mówi o miłości, miłość, lubo idzie z głębin, jest raczej głęboką tęsknotą, serdecznem a smętnem wołaniem duszy na duszę, niż huczącym płomie-