Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 47.djvu/036

Ta strona została uwierzytelniona.

siebie samego; a że przytem po skończeniu pewnej liczby klas, ma się prawo być sceptycznym, każdy więc nawet ze szczerych wielbicieli Modrzejewskiej, przyznając jej wyjątkowy talent, czynił pewne spostrzeżenia: to mu się podobało, a owo mniej; gdyby był Modrzejewską, niejedno grałby inaczej; gdyby ją znał, zarazby jej otwarcie powiedział, że jego zdaniem w takich, nie innych sztukach powinna występować. Słowem: stało się modą nie przechodzić w sądach i uwielbieniach poza pewną miarę pod karą wykreślenia z warszawskich »esprits forts«. Tymczasem cóż się stało? Oto szeroka, samodzielna, stokroć liczniejsza i nie na żarty oświecona publiczność i krytyka bez wahania przeszły ową miarę; artystka, znana tylko w Warszawie, stała się artystką znaną w całym świecie; poważne głosy postawiły ją obok Racheli i Ristori, wogóle zaś uznano ją za jedną z większych żyjących znakomitości scenicznych. Że wobec tego wszystkiego, miejscowemu sceptycyzmowi zrobiło się — jakoś głupio na sercu, łatwo zrozumieć. Ale cóż było robić? Należało, albo dać za wygraną, albo faire bonne mine. Nic naturalniejszego, że chwycono się tego ostatniego środka i naumyślnie napompowano się powagą, wykrochmalono chłodem, zapięto aż pod szyję w szatę surowości — ...i sceptycyzm poszedł na pierwsze przedstawienie w sceptyczniejszem niż kiedykolwiek usposobieniu.