artystka wyjeżdżała do Ameryki, zgromadzona po ostatniem przedstawieniu publiczność wołała: »Zostań! zostań!« Może owo »zostań« wołało za oceanem na artystkę w chwilach największych jej tryumfów i przywiodło ją znowu do ojczyzny. Dziś szczersze to jeszcze głosy, bo poznano, jak źle na naszej scenie bez Modrzejewskiej. Czy jednak ona zostanie? — wątpię. Gwoli ogólnemu pocieszeniu, zastąpię to słowo wyrazem: wróci, ale zostaćby mogła tylko w takim razie, gdyby nasza scena — wogóle nasz teatr nie był tem, czem jest na nieszczęście.
Czem jest? — nie komedyą, nie operą, więcej baletem. Musagietes w »Gazecie Polskiej« powiedział, że teatr jest tylko przydatkiem do baletu, ja zaś muszę się z nim zgodzić, choćby dlatego, żeby samemu sobie nie zaprzeczać.
Nikt nie ogarnia sił tej sceny, nikt nie robi sobie zadania życia z podniesienia jej na stanowisko pierwszorzędnej w Europie. Jeśli widać na niej jakiś ruch — ruch idzie z dołu, góra ziewa i »ambetuje się«. Karność przestrzegana jest nie względem sztuki, ale względem indywiduów. Jest ona rodzajem musztry. Im wyżej zadziera nogi Terpsychora, tem niżej opuszczają głowy Talia i Melpomena. Ale gdy mówię o tem, znowu przychodzi mi myśl, że szkoda mego atramentu, mówię więc tylko dlatego, by powiedzieć: Nie wymagajmyż, by w tych warunkach, w tych zależnościach, musztrach, karbach i biu-
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 47.djvu/038
Ta strona została uwierzytelniona.