Wkońcu poeta mówi, że mu pierś pękła. Jakoż oddawna już leży on w cieniu drzew cmentarza na Montmartre.
Dziś, mówi o nim jego tłómacz, że gdy ćwierć wieku przeszła nad ową mogiłą, zapomniano o błędach człowieka, aby uczcić w nim męża idei, głębokiego myśliciela, niezrównanego poetę i jednego z najświetniejszych satyryków, jacy kiedykolwiek działali na polityczno-literackiej arenie...
Czytelnik zgaduje zapewne, że mowa o Henryku Heinem.
Błędy życia, okupione męczeńskiem życiem i męczeńską śmiercią, istotnie zbladły. W pamięci ludzkiej, ta biedna głowa, schylona niemocą na piersi, budzi już litość, nie zawiść, i tylko... »pieśń gdzieś leci echowa«.
Echo to ozwało się i u nas. Mamy przed sobą tom Heinego w przekładzie Aleksandra Kraushara. Są to pieśni liryczne, przeważnie poświęcone miłości. »Wiarą Heinego, mówi tłómacz, było piękno, harmonia; więc szukał tej harmonii wszędzie: w podaniach biblijnych, w poematach starych Indyi, w Nibelungach, w księdze dziejów ludzkości, w symfoniach Betowena, w obrazach Ary-Szefera i w sercu kobiety przedewszystkiem«.
W sercu kobiety nie tylko szukał — ale i nie znalazł. Szczerze mówiąc, nie wiem jak nazwać tę historyę zmarnowanych usiłowań:
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 47.djvu/047
Ta strona została uwierzytelniona.