Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 47.djvu/066

Ta strona została uwierzytelniona.

talna postać, wymarzona w głowie autora, a w rzeczywistości niebywała?... Wcale nie. Jest to oryginał, który wyrazem: »społeczeństwo« chce usprawiedliwić sam przed sobą swoje poczciwe serce i poczciwe postępki. Między Wiktorem Hugo np. a Dickensem jest ta różnica, że pierwszy kocha ludzkość — ideę, drugi ludzi — biedaków. Smaił jest kreacyą w duchu Dickensa. Miłować społeczeństwo nauczyła go jakaś ona. Ta »ona« mówiła mu niegdyś: »Samuelu«; cieszyła się, gdy coś dobrego zrobił; uszlachetniła jego serce i umysł; była mu dobrym aniołem za życia, potem drogowskazem w stronę szlachetności, prostoty i cnotliwego życia. Łatwo zrozumieć Smaiła. Kto miał taką , temu z serca istotnie mogły zniknąć gorycze, ten w »Niej« i przez »Nią« może kochać wszystko, co ona kochała. Pan Smaił nie wyznaje suchej idei: on wyznaje kobietę. Ile razy zrobi coś dobrego, powtarza sobie: »Onaby się cieszyła, onaby była ze mnie kontenta, onaby dziękowała mi za to«. Czytelnik ciągle zadaje sobie pytanie: kto ona jest? — ale na to jest odpowiedź tylko w zacnych postępkach Smaiła. Dzięki Jej, Karolek uczy się rysować i wychodzi na wielkiego artystę, a mała Jess na pierwszorzędną gwiazdę sceniczną. Pan Smaił potwierdza jedną wielką prawdę, a nie wiem, czy przez innego jakiego autora wypowiedzianą, że tak, jak sławnym warto być tylko wówczas, kiedy ma się dla