Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 47.djvu/071

Ta strona została uwierzytelniona.

rza ludzi i przywiązuje ich uwagę. Jakoż stanąwszy przed tą białą, wysmukłą postacią, patrzącą z gobelinowego tła czarnemi oczyma, jakoby w nieskończoność, od pierwszego rzutu oka poznajemy, że mamy przed sobą jakąś niezwykłą kobietę i nie tylko piękność, nie tylko damę wyższego świata, ale duch wysoki. »Gdybym nie wiedział, kto to jest, odgadłbym, że to jakaś genialna kobieta« — mówił do mnie jeden ze znajomych. Zapewne twarz Modrzejewskiej musi odbijać jej duszę, ale niezmierną zasługą malarza jest, że umiał pochwycić to coś nieokreślonego, co tę piękną głowę odróżnia od innych, choćby najpiękniejszych. Dwojakie też może być podobieństwo. Jedno fotograficzne, oddające tożsamość stężałych nieruchomie przez chwilę rysów, drugie stokroć wyższe, zmieniające portret w prawdziwe dzieło artyzmu. To ostatnie ma uchwycić istotę duchową twarzy, streścić to wszystko, co stanowi właściwe jej cechy, przelać na płótno ten jej wyraz, w którym najbardziej jest sama sobą, dać syntezę wszystkich przelotnych usposobień, odbijających się w rysach. Tem to podobieństwem wyższem, prawdziwie artystycznem i prawdziwie duchowem, a nie wyłączającem zresztą tożsamości rysów, odznacza się portret Ajdukiewicza. Modrzejewska uśmiecha się na jego obrazie i patrzy nie jak wtedy, gdy gra taką lub owaką poszczególną rolę, nie jak wtedy, gdy chce być damą wiel-