sobie dróg nowych? — przesądzać ni rozstrzygać nie chcę; to tylko pewna, że na tem polu poetycznem, które obecnie jest wielkim szarym ugorem, chodzi jeszcze w mroku kilka postaci i sieje kwiaty. Czasem głos Kornela Ujejskiego zbudzi drzemiące echo dawnych szerokich natchnień, czasem Asnyka, a w ostatnich czasach razem z nimi »chodzi po łące« Marya Konopnicka. Nazwisko poetki byłoby daleko głośniejsze, gdyby jaki księgarz zebrał rozproszone w pismach peryodycznych jej utwory i ułożył je w osobną książkę. Wówczas głos jej przemówiłby silniej i jednolite z całości wzbudził wrażenie. Szkoda, że się to już nie stało, bo tak niewiele teraz takich wierszy, że jak się znajdą, to doprawdy warte są i czasu i atłasu. Nie zapomnę nigdy, jakie wrażenie na mnie wywarł, na jaką śliczną, echową a dawno niesłyszaną nutę zagrał mi wiersz Konopnickiej, który w numerze »Tygodnika Illustrowanego« doszedł mnie w głuchej pustyni kalifornijskiej w górach Santa Ana. Drzewa, które szumiały wówczas naokoło mnie, zaszumiały mi, gdym czytał, jak polskie sosny, Tytułu wiersza, o którym zresztą pisałem w »Listach z podróży«, nie pamiętam już, ale zaczynał się on od słów[1]:
Otoczyły mnie wkoło moje równie senne
Pasmem jednakiem;
Ale ja sobie lecę w krainy odmienne,
Umiem być ptakiem.
- ↑ wiersz Przygrywka