czy wielki, chmurny, oddalony dobra publicznego ideał nie ustąpił miejsca chęci dobrobytu i temu z dobrobytu płynącemu zadowoleniu, wobec którego człowiek syt i pewny jutra nie pragnie już niczego więcej? Niezawodnie, do pewnego przynajmniej stopnia tak jest; więc oto wśród gwaru gonitwy podnoszą się głosy satyryczne i mówią: Oto panowie Marchołt, Owczyński i Wrzaniewicz. Dla nich bogactwo już nie środkiem, ale jedno jedynym celem. Ci chcą upaść tylko swe brzuchy i zaokrąglić kieszenie; strzeżcie się więc, bo to już nie pojedyńcze figury, ale typy ogólne. Małoż ich między nami?... Strzeżcie się, by cały kierunek, cały ten prąd, z którym płyniecie, nie zaprowadził was zbyt daleko... Ze społeczeństwa rycerzy możecie zejść na arendarzy, giełdziarzy, pachciarzy, kramarzy i tym podobnych łapigroszów, którzy byle geszeft szedł dobrze, nie będą dbali o nic innego.
Satyra, chłoszcząc takie usposobienie, pokrywając śmiesznością takie typy, tnąc ostremi nożycami płaszczyk dobra publicznego, w który ubierają się Owczyńscy i Wrzaniewicze, robi swoje. Dobrobyt! przemysł! handel! bogactwa! wszystko, co chcecie! wszystko dobre, wszystko pożądane, wszystko należy popierać, nad wszystkiem pracować — pod jednym wszelako warunkiem, że wszystko będzie środkiem, nie celem.
Gdyby satyryk nie miał zamiaru szydzić
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 47.djvu/112
Ta strona została uwierzytelniona.