Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 47.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

przyjmują chętniej niźli Michała, który nie jest Brutusem, ale jest porządnym człowiekiem. Wogóle nikt u nas nie może być pewny ani jutra swej opinii, ani jutrzejszego swego stosunku z ludźmi, którzy dziś cenią go i kochają. W życiu prywatnem bronić się można chyba od takich jadowitych plotkarskich wieści pogardą, publicznie — satyrą. Wy wszyscy, którzy wkładacie palce w cudze drzwi, którzy mieszacie się w nieswoje rzeczy, piszecie anonimy, udzielacie pod maską przyjaźni ostrzeżeń, wiedzcie, że albo czynicie przez głupotę rzecz nikczemną, albo jesteście nikczemnikami. Tak mówi satyryk, dodając z obowiązku: »śmiesznymi nikczemnikami«. Jak wspomniałem, Lubowski dwukrotnie (poprzednio w »Nietoperzach«) brał ten bicz w rękę, i to jego zasługa. Zdarzyło mi się słyszeć zarzut, że za dużo w tej komedyi plotek i anonimów. Niestety! nie w komedyi ich za dużo, ale za dużo w życiu i społeczeństwie: niema czem innem się zająć i czem innem karmić. Satyryka właśnie obowiązkiem jest obraz tak wiernie nakreślić, jak to uczynił Lubowski. Przez taki obraz zapewnia się sztuce głębsze znaczenie społeczne, a gdy do tego dołączy się szczerość roboty i oryginalność typów, to i trwałe znaczenie w literaturze.