Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 47.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

pokochano go, i stało się tak, że całe miasto zaczęło wraz z nim uczyć dzieci. Więc szewc pokazywał, jak się buty szyją, bednarz, jak się klepki zbija i t. p.
Kolegium przestało być więzieniem. Powstała wielka solidarność między poczciwem miastem a dziećmi. Wszyscy interesowali się wszystkiem, i mała rzplita, wystarczając sobie, kwitła spokojnie, rozwijając się materyalnie, doskonaląc moralnie.
Mały Piotruś, kochany przez poczciwą matkę i obywateli, opływał w błogości. Był zdolny, brał pierwsze nagrody, miał małą przyjaciółkę, brzydką sobie potężnie, ale sprytną bardzo, która nazywała się Barbe Bonafigue i oto!
Opowiada on wszystko, doszedłszy późniejszego wieku, bardzo szczegółowo, i co do mnie, nie dziwię się wcale, że go to wielce zajmuje, nie dziwię się nawet, że więcej niż mnie, lub kogokolwiek z czytelników. Skończywszy kolegium, chciał iść do szkoły politechnicznej, ale wstrzymała go miłość do matki, więc nie poszedł, ale wszedł do fabryki pana Simmonet, tej samej, przy której pożarze zginął jego ojciec. Pan Simmonet była to figura dość ostra i sucha. Także typ fabrykanta-rutynisty, wymyślającego na swoich robotników, nie cierpiącego wszelkich ulepszeń, a chciwego na zyski. Fabrykował on liche talerze fajansowe i nie chciał fabrykować lepszych. Stopniowo dopiero Piotr,