jego umarła, wszyscy go opuścili, tylko poczciwa Barbe, mimo iż już z rozpaczy przyrzekła swą łapkę komu innemu, przyszła go pilnować z narażeniem własnego życia. Pociągnęło to za sobą zerwanie z narzeczonym i mały skandalik w mieście, ale za to Piotr, gdy wyzdrowiał, ożenił się z zacną Barbarką i...
— Czy koniec?...
— Nie.
Wspomnień się nie kończy na progu małżeńskiego pokoju. Żyli więc z Barbarką — dobrze im było, wiodło się: Piotr kupił całą fabrykę od Simmoneta, i robili miliony, tylko brakło im »marmalii«. Z początku było im z tego powodu smutno, potem zaczęli wmawiać w siebie, że z tego tylko hałas i nieporządek w domu — gdy jednakże po sześciu latach pożycia, pewnego poranku pewien mały i czerwony jak rzodkiewka dżentlemen napełnił hałasem ich małżeńską sypialnię, mało nie powaryowali z radości. Odtąd co rok przybywał prorok i gdy wreszcie nadszedł rok 1870, a z nim i wojna, było już tego coś pięcioro. Piotr jednak, jako dobry Francuz, poszedł na wojnę; bił się w Belforcie, jak na mężczyznę przystało. Wróciwszy po zawarciu pokoju do domu, zastał żonę i dzieci w dobrem zdrowiu, ale fabrykę spaloną i straty wielkie. Ani on jednak, ani »Barbe« nie zrazili się temi stratami; wzięli się do roboty, postawili fabrykę na nogi, odzyskali wkrótce co stracili i pracują
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 47.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.