o czem bez cienia wątpliwości jesteśmy przekonani, niepotrzebnie czas tracił. Z drugiej strony równie pewną jest rzeczą, że w 40-milionowem blizko społeczeństwie nie brak tych stron mętnych, ciemnych i cuchnących, które opisuje Zola; jakaż jest więc dobra racya, by nie miał ich malować i wydobywać na jaw, choćby dlatego, by złe zmniejszyć? Niech będzie dwóch: Zola do malowania czarno i About do malowania biało. »Chacun selon son goût!«[1] Można utrzymywać, że w literaturze, tak jak i w przyrodzie, winna panować rozmaitość.
Istotnie, jeśli książka napisana jest w chęci przeciwważenia Zoli, należało przenieść walkę na inne pole, to jest na czysto literackie.
Zola np. w Nanie — ma jedną słabą stronę: jest nudny. Czytelnikowi nie dość, gdy może pomyśleć o autorze: »Que bestia utalentowana — i jak prawdziwie dostrzega!« Wcale nie dosyć! On potrzebuje znaleźć coś z siebie, jakieś oddźwięki własnej duszy, uczuć i pragnień; on potrzebuje zająć się książką, zatem znaleźć w niej postacie, które pokocha za ich prawdziwość, ale zarazem i piękność, za ich prawdziwą poezyę, i to poezyę nie w chmurach, ale w życiu takiem, jakie ono jest — głównie zaś za ich sympatyczność. W Nanie np. nie znajdzie nic podobnego. Kto go tam zainteresuje? Nikt! Pewno nie sama Nana, nie dyrektor teatru, nie George, lub hrabia Mouflat. W innych powieściach Zoli
- ↑ (franc.) Każdemu według gustu