to samo. Ani jedna niteczka sympatyi czytelnika nie ma najczęściej się koło kogo obwinąć. Zaczynamy książkę zimni i kończymy ją zimni. A jakaż to wada w artyzmie autora, jeśli nie potrafi zająć! Niech będzie sobie najrealniejszym, niech jak najbystrzej dostrzega — pozostanie nudny. Znam jednak ludzi, którzy Nany nie mogli skończyć, tak ich nudziła. To już defekt w artyzmie, i kto chciał bić Zolę, powinien był w tę słabiznę go uderzyć. Należało powiedzieć coś jak ów kuglarz: »Panie bracie, na rzemiośle się nie znacie! Oto bierzesz do swych powieści z życia figury bardzo prawdziwe, ale takie brudne, tak pomazane błotem, tak chore moralnie, takie spaczone, nędzne, hultajskie, że żaden z czytelników nie może ani im współczuć w niedoli, ani cieszyć się z ich szczęścia. Twój materyał nie nadaje się do tworzenia arcydzieł; artyzm wyłącza twój świat, więc idziesz złą drogą, więc... mylisz się sam i w błąd wprowadzasz innych«.
Istotnie! Poza zamtuzem i poza błotem ulicznem jest przecie także życie i bardzo szerokie. About mógł wziąć świat taki małomiejski, jaki wziął, taki sobie kopiec zabiegłych poczciwych mrówek. Ale powinien był odmalować świat ten żywym, interesującym, ponętnym i niezmiernie sympatycznym. Powinien był wykazać, ile prawdziwych, i równie ślicznych jak prawdziwych, i równie interesujących jak ślicznych stron jest
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 47.djvu/127
Ta strona została uwierzytelniona.