sagami gonić nie potrzebują. Okres zbytków przeszedł także. Po wsiach żyją dziś ludzie skromniej, niż żyli kiedykolwiek. Wymagania towarzyskie, powozy, cugi, podróże zagraniczne, chęć przesadzania się jednych nad drugimi, wszystko to ustąpiło, naprzód przed ciężką nauką, przez jaką społeczeństwo przeszło i przechodzi jeszcze, powtóre przed poważniejszemi zadaniami. Doprawdy, myślę, że między pannami wiejskiemi niezmiernie mało jest tak uczciwych gąsek, jak Salomea; jest natomiast pełno poważniejszych kobietek i zabiegłych gospodyń. W mieście, zimową porą, w czasie karnawału nie słyszymy też jakoś o balach, wydawanych przez wieśniaków. Bawią się dziś bankierzy, bo takie czasy przyszły. Przeciwnie: po wsiach słyszymy już narzekania na brak życia towarzyskiego, na to, że nikt u nikogo nie bywa, ale każdy siedzi zamknięty u siebie jak lis w jamie, rachując każdy grosz. W Galicyi, według powieści Zacharyasiewicza, musiałoby być chyba zupełnie wszystko naodwrót. Tu na wsi ludzie żyją oszczędnie. Mówię zupełnie seryo, że znam literatów żyjących wyłącznie z pióra, którzy np. nie mogą palić cygar, jakiemi częstują ich w zamożnych nawet domach wiejskich, dlatego że przywykli kupować sobie lepsze. Na gruncie więc tutejszym, Zacharyasiewiczowa satyryczna kosa tnie zielsko, które nie rośnie, zatem autor macha trochę w powietrzu. W Galicyi?... być
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 47.djvu/140
Ta strona została uwierzytelniona.