który ktoś nazwał »bardzo ładnym«, brak jednej bagatelnej rzeczy... idei. Co najwięcej, mówi się w nim czasem, gdy mowa o innym świecie: »Czego oni właściwie od nas chcą?« Poza tem nic. Oczywiście nie mam tu na myśli ludzi pracy z wyższego świata, ale sferę złotą. Gdy się tedy pisze z owej sfery złotej sztukę, która nie ma być satyrą, skąd wziąć idei, skąd zdarzeń, myśli, namiętności i ludzi wybiegających poza granice konwenansu? Podobno próżno szukać! Znajdzie się romans i intryżka, osnuta przez złośliwą babinę — romans, jakich tysiące — intryżka, jakich tysiące, a zatem, co gorzej, komedya w paryskim duchu, przystrojona na polski sposób, komedya... jakich tysiące. W »Zemście pani hrabiny« jest elegancya, wytworność i pewna werwa, autor przepowiada co najmniej zręcznego pisarza na scenę, ale niema nic nowego ani w charakterze, ani w zawikłaniu. Zresztą zwykły to los pierwszych prób. Nie chcę przez to powiedzieć, by Sarnecki naśladował kogoś bezpośrednio, lub żeby czerpał z jakiego autora, ale niemniej faktem jest, że np. »Febris aurea« jest owocem obserwacyi nad społeczeństwem i samodzielnej myśli, »Zemsta« zaś z całym swoim taborem osób i zawikłań owocem przejęcia się salonową komedyą francuską, które to przejście tem widoczniejsze, że sfera sama w sobie kosmopolityczna i konwencyonalna nic też z siebie nie dała. Bo posłuchajmy: Bogaty
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 47.djvu/155
Ta strona została uwierzytelniona.