tam, gdzie je myśl i ręka płocha chce wesołymi uczynić; lecz nigdzie smutek ludzki, nieokreślony ów, przyniesiony z życiem, nie ściska tak duszy, jak na owem pobojowisku wieków, które się Rzymem zowie....«
W taki sposób rozpoczyna Kraszewski swoje »Chore dusze». Wśród ciszy wieczornej, dogasających zórz i pomroki, stapiającej w jakąś ciemną jedność groby, pałace, ruiny, słychać jakby głębokie, tajemnicze westchnienie obumarłego miasta. Chwile, w których taki mistyczny smutek zdaje się przelatywać w powietrzu, zdarzają się tam często naprawdę. Corso roi się ludźmi, światła gazowe mieszają się tam z połyskami oczu, ale cała dzielnica ku Kapitolowi, okolica Forum, Colosseum i dalsze za niemi dzielnice stają się ciche. Ciemność daje umarłemu światu przewagę nad żyjącym, i każdy wtedy wspomina, każdy pamięta i słyszy, jakby zmarłe życie wołało z pod ziemi: Tu uspokojenie, tu folga od mąk...
Trudno się też wtedy oprzeć rozmarzeniu, a każdy mimowoli i nad wszelkie spodziewanie odkrywa w sobie mistyka. Owszem — ten świat cieniów, podziemnych szeptów, powietrznych głosów wydaje się rzeczywistym, większym i poważniejszym niż codzienne realne życie. Serce kaja się wówczas, odrzuca wszystko, co narosło na niem jako licha pleśń, i znajduje w tem spokój. O takiem wrażeniu Kraszewski pisze:
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 48.djvu/049
Ta strona została uwierzytelniona.