Czyż tego nieprawego urodzenia nie przebaczy mu pani Liza? Która z czytelniczek chciałaby rzucić za to na nią kamieniem, niech się pierwej spyta sama siebie, czy nie przebaczyłaby także. Więc: tak... I oto miękka, biała, kochana łapka hrabiny Lizy spoczęła w ręku Wiktora, a on przywarł do niej ustami, mając w duszy siedm tysięcy gwiazd, a w oczach ich światłość...
Obawiali się jeszcze zemsty hrabiego Filipa i nawet drapnęli przed jego prześladowaniem z Rzymu aż w okolice Drezna, ale hr. Filip zemścił się po swojemu, bo się ożenił i przywiózł umyślnie swoją żonę, by ją pokazać pani Lizie. Co do pani Lizy, autor nie wie wprawdzie, czy owe ślubowiny dusz, zawarte między nią a Wiktorem, zmieniły się w przysięgę u ołtarza — mówi jednak, że opór ze strony wdowy był coraz słabszy, i zdaje się, że po roku jakimś nowicyatu i próby, musiała podać rękę przyjacielowi, który sam się o nią upominać nie śmiał.
Nam się także zdaje. Powieść dokończona.
Rozpieszczone te dusze Kraszewskiego mają w sobie pewien zakwas wyniesiony z przeszłości, mają wspomnienia cierpień przeżytych, ale tak zajmują się sobą, tak rozdymają swoje smutki do znaczenia pierwszorzędnych spraw i wielkości, że powieść staje się może poniewolną satyrą wymierzoną przeciw egotyzmowi, przeciw rozmiłowaniu się w sobie i zajmowaniu się sobą
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 48.djvu/055
Ta strona została uwierzytelniona.