bez względu na resztę świata. Tym figurom wydaje się, że cały świat istnieje dla nich, a jeśli im oczy zajdą wypadkiem łzami, to dziwią się, że całe niebo nie płacze dżdżem na uczczenie ich smutku. Czytelnik chwilami niecierpliwi się i ma ochotę powiedzieć każdej z tych dusz: Czegóż tedy tak piszczysz? weż się lepiej do jakiej roboty! Są na świecie dusze prawdziwe, tragiczne, które zamknąwszy raz na zawsze osobiste rachunki z życiem, bez nadziei i wiary, zmęczone i spoczynku żądne, nic dla siebie nie pragnąc, toczą jednak jakiś syzyfowy kamień społeczny bez wytchnienia; są dusze żyjące w ustawicznej rozterce, które patrzą w niebo, czy z jego szczytu sto słońc nie spadnie — na znak, a tymczasem, jak mówi poeta: »cisza i cisza pośród błękitu...«; są wreszcie dusze suchotnicze, dla których niema już lekarstwa; są zbolałe, które podeptano niesłusznie; są biedne, które wszystko dały, nie otrzymawszy nic wzamian. Ale takie, o jakich mówi Kraszewski, jeno się przeziębiły trochę, więc pierwszy cieplejszy powiew może je uleczyć. Jakoż wszystkie wychodzą cało. Są tylko chore społecznie, bo zamiast być pełne, czy ducha bożego, czy mądrości, czy miłości do kraju, czy czego kto chce, są pełne siebie samych. Jest to czereda delikatnisiów, z których każdy pod lada dotknięciem rzeczywistości tak wrzeszczy w niebogłosy, jakby z niego pasy darto, a przedewszystkiem rozczula
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 48.djvu/056
Ta strona została uwierzytelniona.