talentu pani Konopnickiej. Wiemy, że czasem pisze się coś od niechcenia, czasem bez natchnienia, na żądanie jakiejś redakcyi, a wtedy chwyta się za pierwszy lepszy temat, byle wywiązać się z obietnicy. Tak bywa i tak się zdarza — ale źle jest, że tak bywa. Talent, gdy się go istotnie posiada, należy oszczędzać, a przedewszystkiem sternikiem na tej łodzi o purpurowych żaglach mianować dobry smak. Inaczej łódź rozbić się może. W pierwszych fragmentach czytaliśmy całe ustępy podobne do ujętych w rytm suchych rozprawek lub sporów, które z drugiej strony, z natury rzeczy, musiały być daleko bardziej dyletanckimi, niż np. odczyty Barniego, poświęcone tym samym przedmiotom; w ostatnim fragmencie zamiast dramatycznej akcyi, spotykamy... operacyę; we wszystkich, z małymi wyjątkami, nie dopisała nawet forma, nawet ów język tak wymowny, dźwięczny i obfity, który stanowi znakomitą i niedającą się zaprzeczyć zaletę Maryi Konopnickiej. Wogóle ten talent w ostatnich czasach w jakimś niewłaściwym sobie począł iść kierunku. Mamy tem większe prawo to powiedzieć, że z taką prawdziwą przyjemnością przytaczaliśmy niegdyś w tej samej rubryce całe ustępy z utworów p. Konopnickiej, i że z równą przyjemnością odczytywaliśmy świeżo jej wyborny przekład »Dziecięcia wieszczek« Pawła Heysego. Ale kto istotnie ma pewne dane na to, by służył sztuce wielkiej
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 48.djvu/084
Ta strona została uwierzytelniona.