i prawdziwej, od tego wymaga się wiele, a przedewszystkiem: by szedł swoją własną drogą i nie wchodził na trzęsawiska doktryneryi, w których może talent utopić, choćby mu stamtąd żabki przyjaźnie kumkały.
»Mozaika« Berlicza Sasa należy do takich utworów, których coraz mniej się zjawia, ale które znajdują dotychczas chętnych czytelników.
Pierwsze zjawisko da się objaśnić tem, iż z postępem czasu niknie szlachetczyzna w dawnem znaczeniu tego wyrazu, a z nią i oryginały, których ta klasa ludzi, dawniej tak odrębna, wydawała. Pan starosta Kaniowski, Karol Radziwiłł i wreszcie każdy szlachcic, siedzący na swej wiosce, gdzieś w głębi borów lub stepów, był swego czasu istotą, która nie tylko nie potrzebowała się dostosowywać do warunków istniejących, ale mogła nawet tworzyć je w swojem mniej więcej ciasnem kółku. Płynęła stąd niezmierna łatwość rozwijania się cech indywidualnych, a przy odrobinie usposobienia do dziwactwa, wyrastały oryginały, o których potem prawiono całe powieści. Takiego oryginała, może ostatniego ze swego gatunku, opisuje Berlicz Sas w swojem pół powieściowem, pół zakrawającem na pamiętnik lub wspomnienia opowiadaniu. Autor odwiedza swego krewnego, Mokosieja Deniskę,