potomka znakomitego rodu Mokosiejów, z którego powstały wedle Stadnickiego domy Wiśniowieckich, Zbaraskich etc., mieszkającego w wiosce na kresach ukraińskich. Jest to szlachcic żyjący samotnie i Bóg wie po jakiemu. Nie dba on o to wszystko, co się nazywa wygodą życia, dostatkiem, komfortem. Jest to człowiek zamożny, a gość nie bardzo może znaleźć co u niego do jedzenia, świece zaś palą się w burakach zamiast lichtarzy. Gospodarz krzyczy i klnie na służbę; rzekłbyś — ze skóry obedrze Hrycia, albo Iwasia; ale cóż, gdy flegmatyczny Iwaś odpowiada na burzę spokojnie: »Czoho pan igraje komediju?« — Udaje on kata, a w gruncie rzeczy »bat’ko«. Jakoż w gruncie rzeczy jest to nie tylko »bat’ko«, ale marzyciel i poeta, który nie wie co się koło niego dzieje. Chodzi natomiast codzień na stary kurhan i, położywszy się na nim, słucha głosów idących od stepu, a potem opowiada gościom co słyszał. Na tych gawędach upływa czas. Następnie zjeżdżają do pana Deniski Michał Grabowski i Lipowczyński. Pierwszy opowiada obszernie legendę o skarbie Miączyńskich, drugi wraca z pomiędzy ludu i opowiada, jakich spotkał starców na stepie, co lud myśli i dlaczego zaczyna być niespokojnym. Opowiadania ciągną się w przerwach, które Grabowski czyni Lipowczyńskiemu, Lipowczyński Grabowskiemu, a gospodarz obydwum. W całej książce brak całkowicie jedności. Nie wiadomo
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 48.djvu/086
Ta strona została uwierzytelniona.