nany jako lirnik wioskowy. Jak wszyscy, tak i on uwielbiał przeszłość, ale patrzył na nią po swojemu. Mógł o niej gawędzić — nie mógł i nie umiał stworzyć eposu. Gdy to czynił, czynił naprzód wbrew swojej poetycznej organizacyi, a powtóre, naśladował tylko »szumny lot olbrzymich ptaków«. Stąd utworom jego historycznym braknie wyższego tonu i szczerości polotu. Są to płody szkoły, prądu, nie natchnienia. To, co krytyk mówi o Margierze, o Władysławie Warneńczyku, o Orzechowskim i t. d., jest zupełnie słusznym, chociaż surowym sądem. Prócz wprawy i języka, niema nic więcej w tych utworach. Syrokomla nie rozumiał przeszłości nie tylko jako historyozof, ale nawet jako artysta. Dawał blade cienie i blade morały, zamiast prawdziwego malowidła życia. Zresztą, wedle Spasowicza, patrzył jasno i »jawnogrzesznicy nie kanonizował«. Ostatnie to wyrażenie podaliśmy w cudzysłowie, bo maluje ono krytyka. Jest szorstkie, bezwzględne, niesprawiedliwe, oburzające, ale szczere. Nie tylko Syrokomla, ale żaden inny poeta nie kanonizował zrywania sejmów, opilstwa z czasów saskich, sprzedajności w czasie bezkrólewiów i innych tym podobnych wad narodowych. Jeśli zaś przesadzono w optymistycznym poglądzie na przeszłość, to dzisiejsza pseudotrzeźwość czyni w odwrotnym kierunku toż samo. Jest ona maksymalnem odchyleniem się wahadła w stronę przeciwną i niczem więcej.
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 48.djvu/104
Ta strona została uwierzytelniona.