iż sam Zola szuka i znajduje swych poprzedników w Stendhalu, Balzaku, Champfleury’m i Flaubercie. Co więcej, znajduje słusznie, bo gdy czytelnik weźmie w rękę taki »Klasztor Kartuzów w Parmie« Stendhala, »Komedyę ludzką« Balzaka lub Flaubertowską »Panią Bovary«, to pomimo romantycznych jeszcze Stendhalowskich rusztowań, mimo Balzakowskiego mistycyzmu i wszystkiego, co z poprzedniej epoki mogło wsiąknąć w »Panią Bovary«; — niepodobna mu będzie nie dostrzedz, że tak zwany Zolizm, czy też, jak kto chce: Zolaizm, to tylko zmodernizowane dziecię tego samego ducha. Gdy Zola napada na Wiktora Hugo, jak niedawno napadł w »Figarze« na poemat »L’âne», gdy mówi z właściwą sobie brutalną bezwzględnością: Zestarzałeś się, zdziwaczałeś, czas ci odejść — gdy słowa jego są jakby parafrazą Hugonowskiego wiersza:
Starcze, idź już dać miarę swoją grabarzowi...
O starcze głupi!...«
»Vieillard va t’en donner mésure au fossoyeur...
Vieillard stupide!...«
— to znać, że to człowiek z jednego bieguna mówi do człowieka z drugiego. Zwykła kolej rzeczy ludzkich! Niegdyś Wiktor Hugo w pełni sił i geniuszu stosował ten sam wiersz do Andrieux’go, dziś stosują go do niego. Ale stosuje zasadniczy przeciwnik. Gdy jednak tenże sam