pozwala mu być bezwzględnym i nieubłaganym jak fatalizm. Balzakowi, którego uwielbia, ma jedynie za złe właśnie jego pesymistyczne uprzedzenia. Swoje stanowisko, wobec wszelkich zarzutów niemoralności, ratuje zawsze jednem i tem samem słowem: prawda. Stwierdzając w naturze ludzkiej dążność do prawdy i czyniąc zadość pod tym względem własnemu instynktowi, tem samem broni się stanowczo od zarzutu pesymizmu. Prawda, czy piękna czy obrzydliwa, jest zawsze prawdą, bo odbija naturę. Gdyby był pedagogiem, możeby dla przykładu opisywał tylko prawdy piękne; ale on jest powieściopisarzem czyli historykiem życia, dlatego nie wolno mu pominąć niczego — dlatego musi i powinien dać całą prawdę. Mało go to obchodzi, czy się ktoś nią zbuduje, czy nie, ale zresztą nie spodziewa się popsuć nikogo.
Takie jest stanowisko Zoli. Czy słuszne? — możnaby się spierać. Być może, że pod tym względem zwichnięty romantyzm we Francyi, który ze złodziei, galerników i zbójców porobił bohaterów, ma sobie więcej do zarzucenia. Zola złodzieja zwie złodziejem i wogóle zamiast usprawiedliwiać występek, analizuje go tylko, nie kryjąc realnych strasznych konsekwencyi, do których występek prowadzi. Teresa Raquin popełniła na współkę ze swym kochankiem mężobójstwo, ale odtąd trup zabitego staje między nimi taki straszny, taki siny, tak dotykalnie
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 48.djvu/144
Ta strona została uwierzytelniona.