Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 48.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

sama rozkosz nawet zostawia gorzki smak w ustach rozkoszników właśnie wtedy, gdy piją z jej kielicha, a cóż dopiero »Nana?«
Wszystko to tak jest. Wyłączywszy »Atak na młyn« i takie jasne nieliczne sylwetki, jak dr. Pascal, Silver, Mietta, i jak niektóre postacie w »Le ventre de Paris«, reszta postaci Zoli to zgraja bzików, idyotów lub łotrów, których zbrodnie, właśnie dlatego że opisane tak przedmiotowo, występują nago, obrzydliwie, odpychająco. A jednak... czy oddziaływanie tych książek jest dodatnie? czy te naturalistyczne prawdy, nagromadzone stosunkowo do świateł w takiej potwornej większości, a zbierane po zaułkach miejskich, na galarach, w pralniach, w szynkowniach i ściekach, są odżywczym pokarmem dla ducha?
Zoli to nie obchodzi.
Ale czytelnika może znów nie obchodzić opinia Zoli. Skoro rzecz ma się odbić, że się tak wyrażę: na naszej moralnej i umysłowej skórze, mamy więc prawo dbać o siebie; mamy prawo rozważać, co nam będzie pożyteczne a co zgubne, mamy prawo stawiać pytania i czekać odpowiedzi, wymagać i żądać zadośćuczynienia. Bądź co bądź, autor istnieje dla czytelników nie oni dla niego, a to tem bardziej, gdy autor ten w osobie Zoli sam się być powiada historykiem życia. Jakże więc przedstawia się kwestya moralności Zoli ze stanowiska czytających? Nie zachęca do występku? — Zgoda. Powiemy więc: Im bardziej