emanacyą jakiejś istotnej choroby, którą należy usunąć.
Gdy doktor staje wobec niezrozumiałej, potwornej słabości, może nie umieć jej leczyć, ale wie przynajmniej, że to, co widzi nie jest urojeniem. My, stając wobec potworności napełniającej nas wstrętem i obrzydzeniem, mamy prawo przypuszczać, że ta ohyda jest tylko autorskim wymysłem, na quasi fizyologicznej podstawie. Mamyż się z nią liczyć!? I toż ma być fizyologia w znaczeniu naukowem, na której pierwszy lepszy szarlatan może gwizdać, jak na dziurawym orzechu? Toż ma być niezmienna, prawidłowa, scyentyficzna podstawa, na której każdemu wolno stawiać potworki, wyrobione z błota i śliny? Toż ma być teorya, którą jak płaszczem wygodnie jest pokryć owrzodzone ciało?
W zeszłym odczycie powiedziałem, że przedstawianie wyjątkowych stanów za normalną prawdę, jest fałszem — obecnie pozostaje mi tylko jeszcze dodać, że naciąganie fizyologii do tłómaczenia ludzi i stosunków potwornych, a wymyślonych z fantazyi autora, jest dowolnością, aktem rozszalałej imaginacyi, szarlateneryą — i w stosunku do prawdy — równym fałszem.
Cóż więc zostaje tej osławionej doktrynie naturalizmu? Oskubać tego ptaka z jego pretensyi do natury i prawdy, z jego naukowych pozorów było łatwo. Oskubane ciało pokazuje się zgniłem, niezdatnem do użycia i trującem. Te-
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 48.djvu/174
Ta strona została uwierzytelniona.