ban... chciałem powiedzieć: wizytowych, biletu towarzystwa muzycznego, kartki posłańca, papierosów i całej tej miłej, prawdziwie felietonicznej rozmaitości, znajdowało się tylko... Eh! nie warto o tem mówić.
Zresztą czwartkowe przedstawienie warte było wydatku. Amatorowie i amatorki, wprawiwszy się na pierwszem przedstawieniu, grali pewniej, bieglej i daleko lepiej. Gra p. Kotarbińskiego, jakkolwiek wykazywała nie dość wprawne jeszcze stosowanie teoryi, zresztą wyborowych teoryi w praktyce, oznaczała się jednak tak wysokimi przymiotami, że mógłby mu ich pozazdrościć niejeden rzeczywisty artysta. Powierzchowność młodego amatora przyjemna, głos pełny, głęboki, dźwięczny, składały razem wzięte do wysokiego stopnia pokaźną całość. Drugi amator, grający w tej samej sztuce, pan Piramowicz, przewyższał nawet poprzedzającego rutyną. Równie doskonałą, a zarazem do wysokiego stopnia inteligentną, była gra pani D., bohaterki sztuki. Wogóle, w pierwszej sztuce przemagały wdzięki, w drugiej talenty, w obu zaś litością zdejmowały serca dekoracye. Boże! cóż za dekoracye! Nie wiem, czy w Pacanowie, gdzie kozy kują, w Kiernozi, gdzie jest środek ziemi, i w Łysobykach, sławnych z jarmarków na gęsi, są teatry; ale gdyby były, niezawodnie dekoracye miałyby lepsze. Panie nie mogły wy-
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 58.djvu/034
Ta strona została uwierzytelniona.