Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 58.djvu/043

Ta strona została uwierzytelniona.

siedlisko: miał on je w głowie, a obecnie przeniósł je... nie do serca — do żołądka! Tak jest — le grand chic w tym roku jest — nie tańczyć, ale jeść!
Balów, wieczorów «tańcujących» niema, ale za to codzień obiad, codzień saturnalie żołądkowe. To już ostatni cios, zadany poezyi życia warszawskiego. Rozogniona mazurem, rozmarzona walcem, wreszcie rozkołysana kadrylem tancerka, z biciem serca, ze wzruszeniem słuchała szeptów miłosnych tancerza, w którym wir tańca wszystkie uczucia spotęgował! Było życie w tańcu, była poezya, ale jakże to będzie z obiadami! O szóstej zbierają się balownicy, wszyscy znudzeni, bo głodni, — w duszy wyklinają każdego spóźniającego się. Nareszcie nadchodzi upragniona chwila, — gospodyni podaje rękę najbardziej siwemu, łysemu lub najbardziej udekorowanemu gościowi, gospodarz zaokrągla ramię i podaje je najpokaźniejszej damie, — inni goście muszą się kojarzyć, nie podług woli, życzenia i sympatyi, ale tak, jak im nieubłagane fatum przez usta gospodyni nakazało.
Serce przeto musi milczeć i ustąpić miejsca żołądkowi. Ale gdyby nawet los przychylny obdarzył sąsiedztwem zachwycającej partnerki, to i wtedy trudno odezwać się sercu wobec rozgorączkowanej działalności żołądka. Czyż podo-