na świecie, a zatem i resursa, jest marnością, nad którą nie warto sobie głowy łamać; niemniej przeto tamuje swobodny oddech i może spowodować zawrót głów mandaryńskich, gdy tymczasem, raczej działanie wprost przeciwne byłoby zarówno zbawienne jak pożądane.
Co do mnie, nie wątpiłem ani na jedną chwilę, że np. pewne pismo, które za życia Chęcińskiego nie zostawiło na nim suchej nitki, ma prawo po jego śmierci oznajmić, jako pierwsze podnosiło zawsze jego zasługi. Od czasu, jak baron Brambeus w podziemnych podróżach swych odkrył krainy, w których ludzie chodzą na głowach, nie na nogach, i wszystko dzieje się nawspak naszemu światu, prawdopodobieństwo istnienia logiki, używanej przez wspomnione pismo, nie może być dłużej zaprzeczane. Że zaś podobne pismo wychodzi w Warszawie, nie w krainach Brambeusowych, jest to wprawdzie fakt dość dziwny, ale nie należy on do rzeczy; dość, że przyjąwszy raz ową brambeusową logikę, pismo powyższe ma prawo trzymać się jej na zawsze, i dlatego to nie jest moim zamiarem podawać owych praw w wątpliwość.
Nie śmiem jednakże przypuszczać, aby i logika dostojnych mandarynów była nie z tego świata; wolałbym raczej popełnić każde inne wykroczenie, niż pozwolić, aby podobna myśl choć na chwilę postała w mojej głowie. Na
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 58.djvu/076
Ta strona została uwierzytelniona.