Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 58.djvu/093

Ta strona została uwierzytelniona.

czeństwie, jak i w poszczególnym człowieku, musi też być coś zawsze na pokaz.
Co jednak mnie pociesza w dolegliwościach losu mego, to fakt, że stawając często w obronie różnych niewinnie krzywdzonych instytucyi, uważam, iż poczynam sobie zjednywać sympatyę bądź tychże instytucyi, bądź ludzi solidarnie z niemi związanych. Gdybym miał tak mało do roboty, jak miała dotychczas, np. spółka jedwabnicza, albo tak lubił dużo a niepotrzebnie rozprawiać, jak członkowie Towarzystwa muzycznego, wymieniłbym z łatwością kilkanaście takich kółek, w których felietony moje zyskały sobie jakie takie uznanie. Na nieszczęście, nie mogę się pod żadnym względem porównywać do Towarzystwa muzycznego, chyba pod tym względem, że w bilansie moim rocznym tak jest, jak zapewne wkrótce będzie i w bilansie Towarzystwa, to jest rozchody przewyższają zawsze dochody. Ale to ludzka rzecz! a zresztą niema się czem chwalić, i właściwie nie o tem zacząłem mówić.
Zacząłem mówić o pewnych sympatyach, jakie apologie moje mi zjednały. Otóż z prawdziwem rozczuleniem dowiedziałem się, iż zyskałem sobie prawdziwych przyjaciół w osobach niektórych członków komitetu Resursy Kupieckiej. Zrozumieli ci mężowie, że nazwa mandarynów, jaką ich ochrzciłem, a raczej ochińczy-