Jak zaś dalece rozmaite franty wyzyskują tę poszkodową mądrość naszą, podam jeszcze jeden fakt na zakończenie niniejszego felietonu. Oto niejaki pan Breslauer, wydawca wielu pięknych dzieł, jak np. Izabela, Eugenia, i tym podobne, zarówno artystyczne, jak i budujące utwory, zamierza puścić w świat nową seryę podobnych romansów, których treścią główną będą zbrodnie kryminalne. Pan Breslauer ma nadzieję, ze zaprawione na Izabeli i Eugenii umysły będą teraz smakowały w podobnej, lubo zapewne pieprzniejszej jeszcze strawie. Czy będą smakowały? nie wiemy; sumienie jednak nakazuje nam ostrzedz, w interesie społeczeństwa, wszystkich, że w zakresie czytania niemasz nic bardziej szkodliwego, nic bardziej zgubnego dla moralności, niż podobne utwory. Z tych to powodów, o ile słyszeliśmy, uczciwe księgarnie mają nie przyjąć komisu, Kuryery nie załączą ogłoszeń; wszelkie zaś inne pisma dla wydawcy i promotorów tem mniej będą dostępne, im wyżej na schodach mieszczą się redakcye. Nie chodzi tu o wejście — ale właśnie o zejście, które zwłaszcza przyśpieszone, tem byłoby przykrzejsze, im z większej wysokości przedsiębrane.
Tyle na dziś.